23 gru 2010

Ruszyła maszyna po szynach ospale

Walijskie długie łuki - 15mm
Corvus Belli

Ha! Myśleliście, że już nie wrócę? A proszę, wróciłem, wyrównałem rekord z liczbie notek, trzy! Ale nie o tym może dzisiaj pomarudzimy, więc do rzeczy. Po krótkiej kontemplacji nad zapodkładowanymi rycerzami i ich konikami, doszedłem jednak do wniosku, że po takiej przerwie w malowaniu, lepiej by było zacząć jednak od czegoś prostszego. Pobiegłem więc rączo do sklepu i zaopatrzyłem się w ciąg dalszy figurek do mojej wojny stuletniej. Wybór był duży, więc aktualnie brakuje mi bodaj trzech blisterków do całości. Po krótkim przeglądzie nowości, postanowiłem na warsztat wziąć na początek kilka oddziałów łuczników. Bo po raz figurki w sumie najmniej wymagające, ładne, z dobrze wyrzeźbionymi szczegółami. A po dwa, muszę zrobić ich aż siedem podstawek, a lubię sobie urozmaicać, więc dobrze będzie przeplatać malowanie ich, innymi przedstawicielami angielskiego króla na obcych ziemiach. 

Dwie krótkie nocne posiadówki i dwanaście sztuk przedstawicieli "karabinów maszynowych epoki" było gotowych do malowania. Przyznać muszę, że już samo przygotowywanie ich do malowania sprawiło mi dużą frajdę, a nie zawsze lubiłem oddawać się pilnikom i sprejom. Pewnie ten głód zabawy z figurkami robi swoje. Mimo przyjemnej pracy, w dalszym ciągu mam ochotę przyznać Nobla prekursorowi umieszczania linii podziału formy w miejscu innym niż środek twarzy. W skali 15mm jest to podwójnie uciążliwe, nie ma praktycznie możliwości wymodelowania występujących czasami uszkodzeń. Na szczęście Corvus nie sprawił mi jak na razie przykrości, linie podziału były widoczne głównie na płaskich powierzchniach, w innych miejscach sprytnie pokrywały się z konturami postaci. 

Kilka kolejnych dni, i nastał wieczór, w którym po uśpieniu małej i ogarnięciu wszelakich obowiązków, byłem wystarczająco żywy. Wygrzebałem pudło z farbami i wysłużoną lampkę, zakasałem rękawy, wziąłem głęboki oddech i do dzieła. Oj nie było to łatwe, nie było, przerwa jednak długa, krzesło jakieś za wysokie, oczy chyba nie te, skala nie za duża, no ale słowo się rzekło. Mimo zalewających potów i drżenia ręki, ani się obejrzałem jak uciekły mi dwie godziny, a figurka gotowa stała i patrzyła na mnie pustymi oczodołami skrzywdzonego Walijczyka. Długo to trwało przyznać muszę, ale ogólnie ja zawsze długo maluje i się nawet przestałem tym zbytnio przejmować. Tutaj jeszcze, na czas pomalowania istotnie wpłynęło szukanie odpowiednich kolorów, pędzli, otwieranie starych zaschniętych słoiczków i ogólnie opanowywanie chaosu, więc mam nadzieję, że dalej pójdzie już lepiej. Szczególnie, że będę się starał jednak pracować nad kilkoma figurkami na raz.

Co jeszcze z istotnych rzeczy? Ano jedna ważna nowość, starałem się malując, wyrobić kilka nowych, "poprawnych" nawyków. Bo jakoś tak zawsze miałem, że malowałem inaczej niż mistrzowie pędzla uczą. Moją metodę malowania, można było roboczo nazwać segmentową. Polegała na tym, że zaczynałem figurkę od butów i malowałem po jednym elemencie ciała/uzbrojenia/ekwipunku na raz. Dopiero po skończeniu, zaczynałem następną, a do poprzedniej nie musiałem już wracać. Miała ta metoda plusy, dla mnie nie do przecenienia. Po pierwsze i najważniejsze, dawała możliwość "brudzenia". Tzn malując np. spodnie musiałem się skupić, żeby nie zapaćkać butów, ale już do góry nie było takiego problemu, bo tam radośnie jeszcze uśmiechał się do mnie podkład. Po drugie, jako że malowałem długo, ta metoda ułatwiała przerwanie malowania figurki na danym etapie, i późniejszy do niej powrót. Bo to co skończyłem nie wymagało już uwagi. A po trzecie, dawało takie małe, napędzające, sukcesy. Oczywiście metoda ta była dużo bardziej czasochłonna i trochę utrudniała, szczególnie figurki w skali mniejszej od warhammerowej, raczej się do niej nie nadawały. Tak więc tutaj, starałem się trzymać, jako tako, "majnstrimu". Pierwsze kolory podstawowe, potem wash, potem poprawka kolorami podstawowymi, szczegóły i gdzieniegdzie rozjaśnienia. Nie powiem, nie było tak źle, postaram się tej metody trzymać i wypróbować ją na moich krasnoludach, zobaczymy co wyjdzie.
No, ale jako, że się jak zawsze rozgadałem, podsumowując w punktach kilka moich przemyśleń, plus oczywiście zapewnienie, że niedługo pojawi się więcej miniatur do zaprezentowania i że malowanie fajne jest:
  1. Jednak dobrze pamiętałem, że nie jestem wybitnym malunkowym, strasznie człowieka wkurza, jak oczyma duszy swojej widzi efekt który chce osiągnąć, a zgrabiałe ręce nie pozwalają.
  2. Nowe washe cytadelkowe, są rzeczywiście fajne. Efekty nad którymi trzeba było pracować odpowiednim kolorem na podkład i później suchym pędzlem, osiąga się teraz o wiele szybciej i łatwiej. Podobają mi się i nie mam zamiaru z nich rezygnować.
  3. To chyba pierwsza moja figurka w tej skali (chociaż mam na koncie skale mniejszą), bardzo przyjemnie się 15mm maluje.
  4. Muszę kupić więcej farb i okiełznać w końcu mokrą paletę.
  5. Musze wykombinować 10 cm niższe krzesło albo 10cm wyższy stół.
  6. Zrobienie zdjęcia figurce tak, żeby wyglądała jak w rzeczywistości, przekracza możliwości moje albo mojego aparatu.
  7. Malowanie twarzy 15mm spędza mi sen z powiek.
  8. Jestem ogólnie bardzo zadowolony, może nie z efektu samego, a z tego, że udało się coś w końcu pomalować i chce się więcej.
  9. Mam dwa miliony pomysłów na wygląd podstawek pod tę armię ale nie mam ani jednego na to, jak to zrobić!
  10. Ja tu jeszcze wrócę.

2 komentarze:

  1. 10 podsumowujących punktów mocno mnie rozbawiło :). Świetna sprawa :). Jak to mówią, po owocach ich poznacie. Na razie jak widzę wyrosła jedna mała roślinka, ale wygląda naprawdę dobrze :). Czekam na pierwszą podstawkę i ciekaw jestem czy przy następnych figurach znikną już te wszystkie małe niepewności, o których piszesz. Co do zdjęć, to trzeba odrobinę nad nimi popracować, ale to zupełnie naturalne. Niedługo nie będziesz wiedział dlaczego miałeś jakieś wątpliwości i trudności na początku.
    Nabrałem apetytu! Czekam na kolejne wpisy!

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe, pośmiałem się - dobry wpis. łucznik aż się patrzy! co do nowych washow, to bez nich nie pomalowałbym nawet 20% figur w tempie i z efektem, jaki osiagnalem. dlatego tez ostatnio mam fobie pt. - żeby tylko nie zniknely z rynku! no i pamietaj, ze pkt nr 10 zobowiazuje.

    OdpowiedzUsuń